Wyjazdy integracyjne
Według badań Klubu Menedżerów HR (opublikowanych w Pulsie HR, badanie na próbie 800 pracowników HR) Training Projects oferuje najlepsze w Polsce szkolenia team building i wyjazdy integracyjne.
Powierz nam przygotowanie wyjazdu dopasowanego do potrzeb Twoich pracowników, przeprowadzenie oryginalnej gry lub scenariusza team building, oraz rezerwację hotelu…
Wyjazdy integracyjne – więcej…
Co dwudziesty hotel, jaki odwiedzamy prowadząc szkolenia, konferencje czy gry lub wyjazdy integracyjne, wpisujemy do naszej bazy hotelowej na czerwono. Na naszej liście pierwsze miejsca zajmują…
- Gościniec Wiecha k. Grójca (Mazowsze). To nie hotel – raczej agroturystyka – ale jednak organizuje szkolenia. Tu zaliczyliśmy najwięcej wpadek jak na jeden raz – wszystkie z winy dość specyficznej osobowości gospodarza obiektu. Przywitał nas już na dzień dobry informacją, że nie ma dla nas pokoi (zarezerwowanych!), ale da nam gotówkę byśmy sobie wynajęli pokoje w odległym o ok. 10km pensjonacie. Na nasze krytyczne uwagi zareagował słowami kojarzonymi raczej z łaciną środowiska budowlanego. Potem następnego dnia jeszcze raczył naszych trenerów złośliwymi i krytycznymi uwagami – przy uczestnikach. Zaś przedstawicielce organizatora szkolenia (pracowniczce działu HR klienta) zrobił na boku wykład, po którym wróciła z łzami w oczach. W efekcie – choć ten skromny w standardzie obiekt ma świetny plener i dobrą domowa kuchnię – więcej tam szkolić nie będziemy i wszystkim odradzamy. Warto tam pojechać na prywatny piknik czy dobry obiad, ale nie na szkolenie (zresztą do tamtejszej sali konferencyjnej też mamy wiele zastrzeżeń).
- Kmicic w Złotym Potoku (Jura Krakowsko – Częstochowska). Z nim mieliśmy zawsze dwa problemy. Pierwszy, mniejszy: kicz wnętrz i wyposażenia, odbiegający in minus od innych hoteli w tym standardzie i tej cenie. Jakby czas zatrzymał się tam na przełomie lat 80 i 90, a wyposażenie miało przypominać PRLowskie kawiarnie z filmów Barei. Z punktu widzenia szkoleń trudniejszym problemem była jednak osobowość kierowniczki (lub właścicielki?). Z jednej strony bardzo przymilającej się (czy wręcz spoufalającej,), z drugiej – impregnowanej na wszelkie sugestie czy oczekiwania klienta. Szczególnie te, które odbiegały od jej wyobrażenia tego, jak wyglądać ma nasz pobyt czy sposób obsługi gości. Szczególnie kłopotliwa była pewna sytuacja, gdy zrobiliśmy wstępną rezerwację dla grupy (przyjęto ją), a po tygodniu – chcąc ją potwierdzić – dowiedzieliśmy się ,że ktoś inny szybciej wpłacił zaliczkę i zajął nasze miejsca. To, że ktoś był szybszy – rozumiemy. Ale trudno zaakceptować fakt, ze hotel nie zadzwonił z informacją „mamy innego chętnego, czy wpłacają Państwo zaliczkę czy odwołują?”. Fakt, że to historia sprzed kilku lat – ale patrząc na stronę internetową hotelu (identyczną jak w tamtym czasie i delikatnie mówiąc staroświecką), nadal boimy się ten obiekt polecać.
- Hotel Niemcza w Niemczy (Dolny Śląsk). Tu mieliśmy kilka spięć z pracownikami obsługi – we wszystkich, jak usłyszeliśmy, pracownicy nie mogą spełnić naszych oczekiwań, bo właściciel zabronił. Od włączenia ogrzewania w sali konferencyjnej w wieczór poprzedzający szkolenie (gdy przyjechaliśmy, było w niej – podobnie jak w naszych pokojach – zimno jak w lodówce), po wypożyczenie klucza do tejże sali (chcieliśmy ją sobie sami zamykać, ale zdaniem recepcjonistki właściciel boi się ze klient zgubi klucz). Głównym jednak problemem jest fakt, że dwie sąsiadujące obok siebie salki konferencyjne oddzielone są nie dźwiękoszczelną ścianą, lecz spuszczaną roletą. Właściciel (gdy już go spotkaliśmy), przekonywał nas ze to w zupełności wystarcza. Jednak gdy w dwie osoby stanęliśmy po obu stronach opuszczonej rolety, mogliśmy spokojnie ze sobą rozmawiać. To w zasadzie dyskwalifikuje hotel, jeśli nie mamy gwarancji, że za ścianą tego dnia nie ma innego szkolenia. A po rozmowach z właścicielem nie zaufamy mu, jeśli tylko ustnie nas o tym zapewni.
- Pałac Bursztynowy we Włocławku. Nasz kandydat do Mistrzostw Świata w Późnym Rokokoko. Najbardziej profesjonalny kicz jaki widzieliśmy. Właściciel obiektu zbudował go jako „hołd dla swojej mamusi” – o czym poinformuje nas stosowna tablica. Kolorowe szklane witraże w oknach typu katedralnego, ogród udający wersalski, kolumienki i wieżyczki, tony marmuru. Co ciekawe – całość nawet do siebie pasuje, ten kicz jest dość spójny. Na tyle ciekawy, że przejeżdżając można zerknąć. Ale spędzić tam noc, albo szkolenie? Tylko na wyraźne życzenie klienta, któremu kicz nie przeszkadza – i to poinformowanego, co na miejscu zobaczy.
- Marina Club k. Gietrzwałdu (Mazury). Tak luksusowy, bogato wyposażony, piękny budynek w przepięknym otoczeniu jezior i lasu, że z radością pojedziemy tam na wakacje. Albo warsztatowe szkolenie dla małej i nie mającej nietypowych oczekiwań grupy – jednak tylko poza sezonem, gdy obiekt stoi pusty. Byliśmy tam dwa razy. Pierwsze szkolenie: środek tygodnia, deszczowa jesień, nikogo poza naszą czterdziestką. Wówczas hotel był wydolny – gdy chodzi o nasze standardowe życzenia. W nietypowych (np. czy możemy zrealizować warsztaty na plaży) nawet osoba podająca się z event managera nie mogła zdecydować – musiała dzwonić do właściciela. Który często odpowiedał „nie zgadzam się” i nijak tego nie uzasadniał. Dwa tygodnie później pojechaliśmy tam z grupą 200 osób… Wydawałoby się: może być tylko lepiej. Cały obiekt tylko dla nas, wynajmujemy na dwa dni prawie 100% miejsc więc jesteśmy ważnym klientem o którego powinno się dbać… A jednak. Tym razem sprawę zawaliła recepcja. Cztery autokary z naszymi gośćmi podjechały pod hotel jednocześnie. Zameldowanie grupy trwało ok 90 minut, zawijana wężowo kolejka osób z walizkami nie zmieściła się w hallu, połowa grupy była już na dzień dobry wściekła. I to mimo, że wcześniej wysłaliśmy do hotelu listę nazwisk i danych do zameldowania. Wniosek: Marinę polecamy dla małych grup, tylko poza sezonem (gdy hotel nie będzie miał 100 gości) i tylko gdy nie mamy nietypowych oczekiwań.
Proszę zwrócić uwagę, że we wszystkich opisanych przypadkach problem zaczyna się od właściciela…